Tak mnie jakoś ostatnio wzięło na
recenzowanie polskiego kina… Nazwijcie mnie monotematycznym, ale ja naprawdę
wolę chwalić niż krytykować. Nie jestem żadnym krytykiem filmowym i nie zamierzam go udawać, po prostu kocham kino, ekscytuję się nim, a ponieważ TROCHĘ
w swym życiu już obejrzałem, roszczę sobie prawa do komentowania filmowego
świata. I dlatego kiedy piszę, że 2014 rok (podobnie jak 2013) stoi pod znakiem bardzo dobrych polskich filmów, musicie mi uwierzyć na słowo. Filmowy rok 2014 rozpoczął się dla wielu już na samym początku stycznia, wraz z
momentem wejścia do kin najnowszego filmu Smarzowskiego. Po rozprawieniu się z
Polską Brzydką, Zakłamaną i Skorumpowaną przyszedł czas na ukazanie Polski
Pijanej. Oczywiście alkohol przelewał się hektolitrami już we wszystkich poprzednich
filmach reżysera, ale nigdy nie stanowił motywu przewodniego. I choć wielu
bohaterów polskich filmów piło na umór, nikt głośno nie mówił o alkoholizmie. Dzięki Bogu, że mamy w Polsce Smarzola, który bez skrępowania (i bez cenzury) ukazuje na ekranie wszystko to, co w nas najgorsze. Oby robił to jak najdłużej,
nawet jeśli widzowie po seansie jego filmu czują się jakoś źle sami ze sobą. I nawet, jeśli moralny kac-gigant będzie im towarzyszył przez kolejnych kilkanaście miesięcy…
Jerzy (Robert Więckiewicz) jest
pisarzem i alkoholikiem. Poznajemy go w momencie, w którym uwierzył, że może
wygrać z nałogiem. Zakochuje się w młodej dziewczynie (Julia Kijowska) i
wreszcie czuje, że ma po co i dla kogo żyć. Jednak nie wytrzymuje długo. Pewnego
dnia idzie prosto do baru Pod Mocnym Aniołem, gdzie zaczyna pić... Wkrótce
trafia na odwyk, gdzie spotyka doktora Granadę (Andrzej Grabowski), personel
(m.in. Iza Kuna, Robert Wabich) i innych pacjentów (m.in. Jacek Braciak, Kinga Preis, Marian Dziędziel, Marcin Dorociński,
Arkadiusz Jakubik), którzy tworzą niezwykle barwną galerię postaci. Jedną z
metod leczenia jest czytanie spisanych wcześniej opowieści, z czasów kiedy się
piło. Swoje historie, zabawne i niekiedy wstrząsające, opowiedzą: reżyser,
ksiądz, policjant, kierowca TIR-a, farmaceutka, robotnik, fryzjerka i inni.
Wszyscy piją, bo picie to nasz sport narodowy… (źródło: Filmweb.pl).
Chyba wszyscy
w Polsce znają już styl Smarzowskiego, więc nie czuję potrzeby jakiegokolwiek
ostrzegania Was przed tym, co możecie zobaczyć na ekranie. Polska w Pod Mocnym Aniołem to Polska zachlana,
zarzygana, pozbawiona jakichkolwiek norm i zasad. Film przedstawia historie
wielu różnych postaci, które w konsekwencji składają się na jedną spójną opowieść
o alkoholizmie. Każdy z bohaterów zaczynał niewinnie, alkohol stanowił formę
relaksu, odprężenia, ucieczki przed problemami i właściwie nie wiadomo kiedy
butelka stawała się czymś niezbędnym do życia. Dzięki niej,
a może lepiej użyć sformułowania – przez nią, wszystko inne w życiu przestawało się
liczyć, a myśli i plany dotyczące przyszłości ustępowały miejsca licznym
kłamstwom, oszukiwaniem nie tylko bliskich, ale przede wszystkim samego siebie.
Przyznaję,
niektóre sceny mogą przyprawić wrażliwszych o odruch wymiotny. Ale czy właśnie
nie dla tych scen chodzimy do kina na kolejne filmy Smarzola? Owszem, nieprzyjemnie patrzy się na te
wszystkie patologie, na zniszczone życia, rozbite rodziny, ale z drugiej strony
jest w nich coś intrygującego, fascynującego. Taka ciekawość jest chyba wpisana
już w naszą naturę, lubimy podglądać i oceniać to, co wydaje się nam obce.
Pytanie tylko, na ile tak naprawdę te historie są obce? Nie wiemy, co dzieje
się w domach naszych sąsiadów i jak wygląda codzienne życie sztucznie
uśmiechniętych znajomych ze szkoły czy z pracy. A coś mi mówi, że w wielu
domach w Polsce mieszkają właśnie tacy ludzie, jak z filmów Smarzowskiego. W
tym kontekście ciężko mówić o jakimkolwiek przerysowaniu czy przeszarżowaniu ze
strony reżysera. Pod Mocnym Aniołem w
domyśle ma przerażać, szokować i skłaniać do refleksji. Udało się.
Na pierwszy
rzut oka może wydawać się, że Smarzowski nie pokazał w swym filmie niczego
nowego. Niektóre sceny zdają się być wręcz wycięte z Drogówki lub Domu złego, na
ekranie pojawia się też stała ekipa ulubionych aktorów reżysera, z Dziędzielem,
Braciakiem i Jakubikiem na czele. Trzeba jednak przyznać, że dotychczas żaden z
filmów reżysera nie był całkowicie poświęcony motywowi alkoholizmu i
pijani bohaterowie jego filmów po prostu bawili. I choć niektóre sceny bez wątpienia
wywołają na Waszych twarzach uśmiech, po chwili sami będziecie się wstydzić, że
sobie na niego pozwoliliście. W Pod
Mocnym Aniołem trudno się śmiać, poza tym ja zawsze na tego typu filmach staram się być powściągliwy i mam ochotę zapytać innych, z
czego tak naprawdę się śmieją, bo przecież chyba nie z samych siebie?
Technicznie film jest dopracowany w 100%, warto zwrócić uwagę na świetny montaż
i brawurowe aktorstwo wszystkich wymienionych wyżej aktorów, w tym przede
wszystkim na wybornego Więckiewicza. Klasa sama w sobie.
Smarzowski
to niezmiennie mój ulubiony polski reżyser. Oceniając obiektywnie, 9/10.
Bardzo polecam.
Co do alkoholizmu, to Smarzowski nie jest pionierem w tym temacie. Polecam "Pętlę" Hasa czy "Żółty szalik" Morgensterna, filmy równie mocne, choć nie tak ordynarne.
OdpowiedzUsuńI właśnie na przykładzie powyższych, wolę takie jak tam pokazywanie problemu w sposób delikatny i subtelny, niż jak u Smarzowskiego bardziej dosadne zarzygiwanie :/
Nie widziałem jeszcze wymienionych przez Ciebie filmów, na pewno wkrótce je nadrobię. A co do tego zarzygiwania... wiesz, ja wychodzę z założenia, że czasem naprawdę trzeba pokazać coś wyjątkowo dosadnie, żeby ludzie zauważyli problem. Smarzowskiemu daleko do subtelności, ale ja kupuję go całym sobą i nie odbieram jego zabiegów jako próby bycia kontrowersyjnym za wszelką cenę. Ani trochę nie dziwi mnie, że każdy z jego filmów okazuje się być hitem. Rozumiem jednak, że komuś może się to nie podobać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
bardzo dobry film, zwłaszcza, że polski!
OdpowiedzUsuńBardzo dobry film
OdpowiedzUsuńzgadzam się, dobry polski film :)
OdpowiedzUsuń