poniedziałek, 6 października 2014

Człowiek człowiekowi wilkiem – Joe, reż. David Gordon Green, 2013



Jako bloger filmowy staram się być na bieżąco z wszystkimi nowościami i zawsze wcześniej planuję, które z filmów obejrzę w najbliższej przyszłości. O filmie Joe słyszałem już w zeszłym roku, jednak ze względu na niewiele mówiące nazwisko reżysera i osobistą antypatię do Nicolasa Cage’a (nie bijcie!) postanowiłem sobie ten film darować. Kiedy kilka dni temu nadarzyła się okazja premierowego obejrzenia Joe’ego (obraz ten miał swoją polską premierę w miniony piątek) stwierdziłem, że może warto spróbować zapoznać się bliżej z reżyserującym film Davidem Gordonem Greenem. Ależ to była dobra decyzja! Joe to jeden z niewielu filmów minionego roku, które okazały się być dla mnie pozytywnym zaskoczeniem. A Nicolas Cage zagrał na tyle dobrze, że chyba nie będę go całkiem przekreślał…

 

Tytułowy Joe Ransom (Nicholas Cage) były więzień, zatrudnia w swojej firmie zajmującej się wyrębem drzew, nastolatka, Gary'ego Jonesa (Tye Sheridan). Z czasem między Joem i Garym rodzi się więź, która na zawsze odmieni ich życie (źródło: Filmweb.pl).

Pamiętacie jeszcze zeszłorocznego Uciekiniera Jeffa Nicholsa? To obraz, który całkowicie mnie pochłonął i o którego zaletach mógłbym opowiadać godzinami. W recenzji wspomnianego Uciekiniera zachwycałem się grą aktorską młodego aktora – Tye’a Sheridana. Już wtedy napisałem, że wróżę mu wielką karierę i teraz, kiedy jestem już po seansie filmu Joe, podtrzymuję swoje zdanie. Obecnie 17-letni już Sheridan gra tak naturalnie i autentycznie, że właściwie nie ma się do czego przyczepić. W przyszłości będzie jeszcze o nim głośno, zobaczycie. Co ciekawe, Sheridan to nie jedyny element wspólny tych dwóch filmów. Davidowi Gordonowi Greenowi udało się stworzyć film, który pod względem klimatu mógłby spokojnie rywalizować z fenomenalnym dziełem Nicholsa.

Joe to kolejny film, który próbuje zmierzyć się z problemem przemocy w rodzinie. Gordon Green przedstawia widzom niezwykle pochłaniającą i poruszającą historię młodego chłopca, któremu przyszło dorastać w patologicznej rodzinie. Kiedy w jego życiu nieoczekiwanie pojawia się twardziel Joe, Gary dostrzega dla siebie iskierkę nadziei. Zaczyna spędzać ze swym starszym przyjacielem coraz więcej czasu, Joe z dnia na dzień staje się dla Gary’ego wzorem do naśladowania. Tłem dla tych wydarzeń są losy ubogich i ciężko pracujących fizycznie mieszkańców Missisipi, z których większość zalicza się do najniższej klasy społecznej  i jest uzależniona od alkoholu. Tutaj ciągle wisi coś w powietrzu, czuć niepokój, a posępny klimat opuszczonych i porośniętych lasami terenów jednocześnie intryguje i przeraża.

Nie oszukujmy się, Joe nie jest łatwy w odbiorze i oglądając go z pewnością się nie zrelaksujecie. To rasowy ciężki dramat ukazujący brutalne oblicze człowieka, który jest w stanie posunąć się do najgorszych czynów byle tylko zapewnić byt samemu sobie. Tu nawet psy nie potrafią przebiec obok siebie obojętnie, trwa nieustanna walka o przetrwanie. Bardzo podobał mi się sposób przedstawienia postaci, a na pierwszy plan (poza fenomenalnym Sheridanem) wysuwają się Nicolas Cage oraz Gary Poulter, którym udaje się nawet świetnie zaprezentować miejscowy akcent. Skoro już podjąłem się porównywania Joe’go do Uciekiniera, to muszę przyznać, że w tym drugim można było obejrzeć ładniejsze zdjęcia i usłyszeć lepszą muzykę. 

Bardzo polecam Wam Joe’go. Fani pełnokrwistych dramatów będą zachwyceni. Ode mnie mocne 8/10.

1 komentarz:

  1. "A Nicolas Cage zagrał na tyle dobrze, że chyba nie będę go całkiem przekreślał…"
    Mocne słowa :D Ja już go niestety skreśliłem, chociaż przez dawny sentyment chciałbym zobaczyć jak się rehabilituje.

    Temat w sumie dość oklepany, ale, ale... chyba warto odgrzewać takie kotlet.

    OdpowiedzUsuń