wtorek, 15 kwietnia 2014

O gay-cruisingu - Nieznajomy nad jeziorem (reż. Alain Guiraudie, 2013)



Od czasu do czasu lubię sięgnąć po kino niszowe, offowe, nieatakujące mnie krzykliwymi plakatami i billboardami. Są to filmy niskobudżetowe, często amatorskie, pozbawione przepychu i efekciarstwa, którymi tak bardzo przesycone są hollywoodzkie blockbustery. Oczywiście filmy niezależne nie są dla wszystkich, ja sam również muszę być w odpowiednim nastroju, aby móc oddać się zajęciu czerpania przyjemności z tego typu produkcji. Wczorajszego wieczoru, tuż po seansie marnego Ślepego trafu (cóż za schematyczny, miałki i nudny film!) zachciało mi się wyciszyć przed snem przy czymś spokojnym i niekomercyjnym. Zupełnie przypadkowo wybór padł na obsypanego nominacjami do Cezarów Nieznajomego nad jeziorem. Oglądając ten film byłem na zmianę zniesmaczony i zaintrygowany. I chyba pierwszy raz od bardzo dawna miałem ogromny problem z dokonaniem obiektywnej oceny…


Niejaki Franck (Pierre de Ladonchamps) lubi spędzać swój wolny czas na włóczeniu się po plaży dla gejów. Właśnie tam poznaje nowych znajomych i oddaje się cielesnym uniesieniom z (bardzo często) przypadkowo poznanymi mężczyznami. Pewnego dnia poznaje dwóch intrygujących mężczyzn: przystojnego Michela (Christophe Paou) i samotnego Henriego (Patrick d’Assumcao). Tej samej nocy na plaży dochodzi do morderstwa…

Osobliwy to film, przyznaję. Bardzo rzadko zdarza mi się rezygnować z seansu przed końcem filmu, a oglądając Nieznajomego nad jeziorem przeszło mi to przez myśl. A wszystko za sprawą bardzo odważnych scen erotycznych, które momentami zakrawały o gejowską pornografię. Kiedy sięgałem po ten film, nawet przez myśl nie przeszło mi, że będę zmuszony oglądać przed snem sceny męskiej ejakulacji. Postanowiłem jednak przemóc się i obejrzeć film do końca. I teraz, kiedy widziałem już całość, mogę śmiało stwierdzić, że wszystkie te sceny nagości nie były wybrykiem reżysera, a bardzo dobrze przemyślanym elementem dopełniającym całość. Tak, ten film i ta plaża bez tych wszystkich penisów nie spełniłyby swojej roli. Co nie zmienia faktu, że pewnymi scenami wciąż czuję się zniesmaczony.

Rzeczywiście trzeba być bardzo tolerancyjnym, aby móc w spokoju obejrzeć ten film do końca. Jest duszno, odpychająco, momentami wręcz obrzydliwie. Umiejscawiając akcję wyłącznie na plaży dla gejów-nudystów reżyser wykazał się nie lada sprytem. Dzięki takiemu rozwiązaniu udało mu się stworzyć osobliwą samotnię, w której mogą mieć miejsce zdarzenia rodem z największych horrorów. Poza orgiastycznymi odgłosami kopulujących mężczyzn (a trzeba przyznać, że w tym miejscu naprawdę nie ma znaczenia, kto jak wygląda i każdy chce jedynie zaspokoić swe potrzeby fizjologiczne) i dźwiękami przyrody (szum wiatru, śpiew ptaków) panuje tu kompletna cisza. Zachwycający za dnia pejzaż porośniętego lasami brzegu lazurowego jeziora nocą przeraża swą surowością i oddaleniem od cywilizacji. 

To właśnie w tym miejscu Franck poznaje Henriego, który jako jedyny nie przychodzi tu w celach przygodowo-kopulacyjnych. Henri to uważny outsider, który ma już pewne doświadczenia życiowe i który bardzo szybko potrafi rozpoznać zbliżające się niebezpieczeństwo. Franck nie chce jednak słuchać rad swego przyjaciela i oddaje się płomiennemu romansowi z przystojnym Michelem. I choć rozum radzi mu uciekać, serce (i jeszcze jedna część ciała) każe mu kontynuować tę znajomość. W efekcie widz otrzymuje film-hybrydę, której nie można określić mianem dobrego dramatu o tematyce fascynacji erotycznej. Nie jest to też kryminał, a spośród wszystkich scen tylko finałowa trzyma w napięciu. Dlatego też dla niewprawionego kinomana film okaże się jedynie „nudny” i „gejowski”. Inna sprawa, że ten film rzeczywiście idealnie nadaje się na festiwal filmów o tematyce LGBT…

Kompletnie nie wiem, jak ocenić ten film. Jest w tym jakiś pomysł, dostrzegam też jakiś niezdefiniowany artyzm. Dlatego też dam 5/10, ale raczej nie polecam. No chyba, że tylko tym bardzo odpornym.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz