wtorek, 25 marca 2014

O najgorszych polskich filmach minionego roku - Węże 2014

Odwiedzający tego bloga doskonale wiedzą, że na bieżąco śledzę polską kinematografię i że polskie kino stanowi obiekt mojego szczególnego zainteresowania. Pod względem filmowym rok 2013 wcale nie należał do najgorszych - wiele z naszych produkcji zostało docenionych na arenie międzynarodowej i o polskim kinie po raz pierwszy od dawna można było częściej mówić/pisać w bardziej pozytywnym kontekście. Przy okazji jednej z ostatnich recenzji (Kamienie na szaniec) wyraziłem ogromne oburzenie faktem, iż w Polsce powstała dziwna moda na krytykowanie polskich filmów, niezależnie od ich formy, treści oraz - niestety - niezależenie od tego, czy się je widziało. Smutne, że nie potrafimy chwalić swojego i że skupiamy się wyłącznie na krytyce. Dlaczego znowu o tym piszę? Bo dziś sam zamierzam krytykować. I wierzcie mi, nie kryje się za tym żadna hipokryzja, ale nadzieja, że dzięki tej krytyce w Polsce będą produkowane wyłącznie dobre filmy. Ok, to zaczynamy jazdę...

Jak zapewne wiecie, należę do Akademii Węży - kapituły przyznającej antynagrody dla polskich filmowców. W praktyce oznacza to, iż muszę być na bieżąco z polskimi premierami filmowymi, by w odpowiednim czasie oddać swoje głosy na te najgorsze. Jako, że widziałem niemal wszystkie polskie filmy wyprodukowane w 2013 roku, dołączyłem do specjalnej grupy nominacyjnej, która jeszcze przed głosowaniem Akademii rozpoczęła żmudną dyskusję mającą na celu wyłonienie najgorszych z najgorszych i tym samym zdecydowanie o nominacjach. Nie było to łatwe zadanie (każdy z Akademików zwraca uwagę na zupełnie inne aspekty), ale ostatecznie udało się nam dojść do porozumienia. Zapewniam wszystkich, iż ideą Węży nie jest ślepe krytykowanie całego polskiego świata filmowego. Chodzi raczej o próbę zwrócenia uwagi filmowcom, iż widzowie mają oczy i nie chcą płacić za bilety na filmy, które nie dość, że nie niosą w sobie żadnej treści, to w dodatku ich obrażają. Najlepiej argumentuje to jeden z twórców Akademii, Krzysztof Spór: "(...) Nie godzimy się na filmową żenadę. Uważamy jednocześnie, że mówiąc głośno o filmach nieudanych, przyczynimy się do tego, by w Polsce powstawały filmy lepsze". Wręczenie Węży już za tydzień (1 kwietnia). Tutaj możecie znaleźć przegląd filmów nominowanych w zeszłym roku, natomiast tutaj relację z gali przyznania Węży. Dziś chciałbym przedstawić Wam tegoroczne filmy z największą liczbą nominacji i uzasadnić, dlaczego Akademia postawiła właśnie na te tytuły.

Tajemnica Westerplatte - 13 nominacji
Film Pawła Chochlewa zebrał w tym roku największą liczbę nominacji. Każdy, kto widział ten film, nie powinien się temu dziwić. Na Węża zasługuje tutaj wszystko - począwszy od kiepskiej reżyserii, a na koszmarnym aktorstwie kończąc. Scena majaków majora Sucharskiego (Michał Żebrowski) jest tak żenująca, że po jej obejrzeniu sam nie wiedziałem, czy śmiać się, czy płakać. Równie słabo gra Robert Żołędziewski, o którym wielu widzów z pewnością zdążyła już zapomnieć. O efektach specjalnych nie chce mi się nawet pisać - są na takim samym poziomie, jak w zeszłorocznej Bitwie pod Wiedniem. Wiecie, co jest jednak w tym filmie najgorsze? To, że z epickiego i bohaterskiego faktu historycznego zrobiono tandetną szmirę o nieporadnych i wiecznie pijanych Polaczkach. Smutne. A o samym filmie więcej pisałem tutaj.

Last Minute - 10 nominacji
Nie wierzę, że ten film ma ocenę 4,8 na Filmweb.pl (sam oceniłem go na 2/10). Patryk Vega nie wyciąga wniosków ze swych porażek (Ciacho, Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć) i tym razem serwuje widzom Pamiętniki z wakacji w wersji kinowej. Scenariusz został napisany chyba na kolanie, gdyż absolutnie wszystko zasługuje w nim na krytykę. Do dziś nie mogę zrozumieć, co skłoniło Mecwaldowskiego do udziału w tym szajsie. Całe szczęście, że później mogłem go zobaczyć w dobrej roli w Dziewczynie z szafy, bo w przeciwnym wypadku na zawsze utkwiłby mi w pamięci jako ten niezaradny życiowo Tomasz w Last Minute. Po fabule filmu można wnioskować, iż Vega ma wszystkich Polaków za idiotów. No chyba, że jego naprawdę śmieszą tak żenujące sceny jak ta z Tomaszem gubiącym majtki w basenie... Więcej o samym filmie pisałem tutaj.

Ostra randka - 8 nominacji
Heh, to jest dopiero głupi film. Według mnie to idealny odpowiednik zeszłorocznego Kapitana Blonda i Oka Sprawiedliwości. Jak wyjaśnić racjonalnie scenę, w której główna bohaterka zszywa sobie krwawiącą ranę zszywaczem do papieru? Sorry, ale ja nie potrafię. Poza tym drewniany Wilczak i wciąż stękająca/kwiląca Boroń zmęczyli mnie do tego stopnia, że pierwszy raz od dawna miałem ochotę wyjść z kina przed końcem seansu. Ogólnie rzecz biorąc Ostra randka to niezła komedia, a nie żaden tam thriller sensacyjny. Panu Odolińskiemu przydałoby się kilka lekcji u Pasikowskiego - wtedy mógłby zacząć dopiero myśleć o tworzeniu thrillerów.

Sęp - 7 nominacji
Sęp nie jest tak żenujący jak trzy wymienione wyżej tytuły, ale znalazł się w ich gronie nieprzypadkowo. Twórcy w zamyśle mieli stworzenie thrillera psychologicznego dla inteligentnych widzów, ale niestety nieco się przeliczyli. Stąd też nominacja dla chamerykańskiego Żebrowskiego, w tym także ta dla niego i tablicy jako "Najgorszego duetu" (sam nie wiem, który duet lepszy, ten, czy Boroń ze zszywaczem). Sam film nie został przez polskich widzów zlinczowany, czemu w sumie bardzo się dziwię. Mam nadzieję, że przynajmniej jedna z nominacji zamieni się w nagrodę.



Po 4 nominacje otrzymały filmy: Podejrzani zakochani oraz W ukryciu. Ten pierwszy to wyjątkowo żenująca komedia przypadku (więcej o filmie przeczytacie tutaj), drugi natomiast idealnie pasuje do utworzonej w tym roku nowej kategorii "Żenujący film na ważny temat". Oczywiście są też nominacje dla Bejbi Blues, Sekretu oraz Wszystkich kobiet Mateusza. W tym ostatnim filmie na Węża bezapelacyjnie zasługuje Krzysztof Globisz (nominacja za "Występ poniżej godności"), który w scenie udawania koguta stoczył się na samo dno. Na sam koniec przedstawiam "polską szkołę plakatu", czyli plakaty nominowane w kat. "Najgorszy plakat". Ech, bolą oczy, prawda?


Bardzo odradzam Wam oglądanie wszystkich opisywanych powyżej filmów. Jeśli chcecie obejrzeć coś polskiego, sięgnijcie po Kamienie na szaniec, Jacka Stronga, Miłość Fabickiego, Idę, Płynące wieżowce, Chce się żyć, Papuszę. Na pewno nie pożałujecie. A za tydzień niech wygrają najgorsi!

8 komentarzy:

  1. Czy ja wiem, czy "Westerplatte" jest takie złe? Jak dla mnie już "Jack Strong" był gorszy, strasznie wyidealizowana laurka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, nie przeszkadzały Ci kłujące oczy efekty specjalne i drewniane aktorstwo? Jack Strong, choć nieco wyidealizowany, jest pozbawiony tego typu elementów.

      Usuń
    2. Efekty specjalne - jako takie, jak na polskie warunki niechaj będą. Co do aktorstwa - było różnie, ale też (jak na naszą kinematografię) nieźle.
      "Jacka Stronga" ledwo przetrzymałem.

      Usuń
    3. Nie no, come on. Przecież to zbrodnia porównywać aktorstwo Żebrowskiego i Dorocińskiego! ;)

      Usuń
  2. Z pewnością o nominowanych filmach chciałoby się zapomnieć jak najszybciej..Jak dobrze, że miniony rok obfitował też w dużo dobrych i bardzo dobrych filmów, o których trzeba głośno mówić :)
    Również należę do Akademii i w kilku kategoriach miałam naprawdę gigantyczny dylemat. Do ostatniej chwili się wahałam na kogo zagłosować m.in. w kat. najgorszy efekt specjalny, czy w kat. najbardziej żenująca scena.
    Wybierasz się za tydzień na rozdanie nagród? Ja niestety nie dam rady się wyrwać w środku tygodnia z Wielkopolski, ale mam zamiar śledzić wszystko online :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O proszę! A myślałem, że z grona blogerów filmowych jako jedyny należę do Akademii :) Niestety, wciąż nie wiem, czy będę mógł pojawić się na rozdaniu nagród, ale jeśli nie, to podobnie jak Ty na pewno będę oglądał transmisję online :)

      Usuń
  3. Nagrody nagrodami, a Patryk Vega tak długo będzie kręcił kolejne produkcyjniaki, jak długo ludzie będą przychodzić do kina. A niestety nie jakość filmu go sprzedaje, a wciąż robi to marketing. Bo większość ludzi idzie do kina bez zaczerpnięcia choćby minimum wiedzy na temat filmu - cała ich wiedza pochodzi z plakatów i czasami z wiedzy znajomych.
    A gdybym się sugerował wiedzą znajomych, to bym pewno przegapił takie filmy, jak np. "Grawitacja".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację. Dlatego warto od czasu do czasu zaglądać na blogi filmowe i zapoznać się z opiniami filmowych blogerów :)

      Usuń