środa, 5 lutego 2014

Jaka matka, taka córka... - Sierpień w hrabstwie Osage (reż. John Wells, 2013)



Bardzo długo oczekiwałem na dzień, w którym Sierpień w hrabstwie Osage zagości w końcu w polskich kinach. Doskonale pamiętam, jak jeszcze przed wakacjami przeglądałem tytuły amerykańskich premier. Wówczas natknąłem się po raz pierwszy na tytuł nowego filmu Wellsa i po przeczytaniu jego krótkiego opisu stwierdziłem, że to może być dobre kino. Moją uwagę szczególnie zwróciły nazwiska odtwórczyń głównych ról, uwielbianych przeze mnie Streep i Roberts. Poza tym w filmie pojawiają się też Ewan McGregor, Julianne Nicholson, Chris Cooper, Abigail Breslin. No bomba, dream team. Dopiero z czasem zacząłem się obawiać, że być może z Sierpniem w hrabstwie Osage będzie tak jak z Adwokatem, w którym poza gwiazdorską obsadą nie było nic wartego uwagi. John Wells, który ma na swoim koncie dopiero jeden film (W firmie), wykazał się jednak wyjątkowym rzemiosłem. W końcu nie każdy umiałby poprowadzić aktorów na planie właśnie w taki sposób. Udało się, jest bardzo dobrze, a wręcz zachwycająco. I powtórzę po wszystkich: ten film to naprawdę najlepszy przykład na to, że z rodziną wychodzi się dobrze jedynie na zdjęciach :-)


Kiedy Beverly Weston (Sam Shepard) znika w tajemniczych okolicznościach, w rodzinnym domu zjawiają się wszystkie jego trzy córki (Julia Roberts, Julianne Nicholson, Juliette Lewis). Stwarza to okazję do rozprawienia się z wszystkimi rodzinnymi problemami, w tym przede wszystkim z uzależnieniem od leków ich matki, Violet (Meryl Streep). Kiedy po wielu latach przy wspólnym stole zasiada cała rodzina na jaw wychodzi wiele skrzętnie skrywanych sekretów…

Temat wydaje się być stary jak świat: w obliczu tragedii w jednym miejscu zjawia się cała rodzina, co staje się podstawą do zbudowania fabuły. Wbrew pozorom, u Wellsa nie znajdziecie żadnych utartych schematów. A wszystko to za sprawą nieprzeciętnych osobowości, bowiem w tym filmie każda z postaci odgrywa ważną rolę. Na pierwszy plan zdecydowanie wybijają się Violet (Meryl Streep) oraz Barbara (Julia Roberts), matka i córka, które potrafią wykorzystać każdy pretekst do kłótni. Ta pierwsza to zahartowana przez los lekomanka, która nawet podczas rodzinnej stypy nie pozwala sobie na chwilę słabości. Barbara, choć opuściła rodzinny dom i zerwała kontakt ze znienawidzoną matką, nie do końca ułożyła sobie życie, o czym świadczą jej problemy z mężem (Ewan McGregor) i dorastającą córką (Abigail Breslin). Stosunkowo łatwo dostrzec, że tak naprawdę Violet i Barbara są do siebie bardzo podobne – obie są szalenie dominujące, nie okazują uczuć i hardo biegną przez życie. I właśnie to jest przyczyną ich wielkiego konfliktu: krew z krwi, kość z kości. W tym przypadku trzeba jeszcze dodać temperament i charakter ukształtowany przez życie w hrabstwie Osage – upalnej samotni, gdzie każdy może liczyć tylko na samego siebie.

Rodzina Westonów nie składa się jednak wyłącznie z Violet i Barbary. Należy do niej również Karen (Juliette Lewis), która desperacko pragnie szczęścia i pieniędzy i która przybywa do rodzinnego domu wraz ze swym „nowobogackim” narzeczonym, Stevem (Dermot Mulroney). Jest też Ivy (Julianne Nicholson) – córka, która poświęciła się dla rodziców i spędziła swe życie w rodzinnym domu. Kumulacja żalu, złości i goryczy sprawia, że teraz w końcu chce odmienić swoje życie. Zwłaszcza, kiedy przystojny kuzyn (Benedict Cumberbatch) wyciąga do niej rękę pomocy… Każdy z bohaterów skrywa w szafie własnego trupa i w pewnym momencie można odnieść wrażenie, że tych trupów jest jednak za dużo… Celowe przerysowanie? Moim zdaniem tak, tylko dzięki takiemu poprowadzeniu w akcji cały film zachowuje odpowiednią dynamiczność. Moment kulminacyjny przypada na scenę rodzinnego obiadu, który stanie się okazją do wykrzyczenia sobie wszystkich złości. To właśnie plakatowy kadr przy stole zasługuje na największą uwagę i pozwala wszystkim aktorom na pełną autoprezentację. Meryl i Julia wygrywają, absolutnie.

Spośród wszystkich trzech córek, Wells postawił na postać Barbary – to właśnie ona wiedzie prym, rozdaje karty i zdaje się być tą najważniejszą. Osobiście postawiłbym na Ivy, która przecież została postawiona przez los w znacznie trudniejszej sytuacji niż Barbara. Meryl Streep i Julia Roberts wykonały swoje aktorskie zadanie na 101% i w pełni zasługują na wszystkie nominacje. Na forach internetowych spotkałem się z opiniami, że Meryl Streep nieco przeszarżowała i w niektórych scenach była mało przekonująca. Kompletnie się z tym nie zgadzam. Rola Violet wymagała nad-ekspresji z jej strony i osobiście nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógł zagrać tę rolę lepiej (no, może jedynie Emma Thompson?). Poza brawurowym aktorstwem warto zwrócić też uwagę na przyjemną dla ucha ścieżkę dźwiękową oraz zjawiskowe zdjęcia Adriano Goldmana. 

Bardzo polecam Sierpień w hrabstwie Osage, który broni się zarówno pod względem fabularnym jak i realizacyjnym (z genialnym aktorstwem na czele!). Ode mnie soczyste 9/10.

6 komentarzy:

  1. Chyba nie istnieje recenzja bez słowa "przeszarżowała" :D Zabrakło mi więcej słów o samej produkcji, a nie postaciach - czy cię rozbawił czy bardziej zasmucił i tak dalej ;) No i również dałam jak to ładnie ująłeś "soczyste" 9/10 :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, skupiłem się głównie na samym aktorstwie i postaciach, a nie napisałem nawet słowa o własnych odczuciach. Tak więc film wywoływał u mnie skrajne emocje - niektóre sceny były tak karykaturalne, że wywołały u mnie śmiech, inne natomiast skłaniały do refleksji ;)

      Usuń
    2. No to podobnie jak ja :) Tak byłam ciekawa, bo bardzo różne uczucia ludzie opisują. Ja wiele razy się uśmiałam ;)

      Usuń
  2. Ja się nie dziwie, że ludzie różnie to opisują - ja dalej mam mieszane uczucia i chyba nie podjęłabym się napisania recenzji :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Oskar dla Meryl! Jeszcze nie widziałam większości oskarowych filmów ale ciężko mi sobie wyobrazić, żeby ktoś bardziej na to zasłużył w tym roku.

    OdpowiedzUsuń
  4. Meryl Streep nadaje się do każdej roli bez wyjątku. Nie raz udowodniła, że jest najlepszą w swoim fachu i zasługueje na Oscara jak nikt inny. Ale myślę w tym roku raczej nie będzie jej dane. Wszyscy eksperci i nawet bukmacherzy wskazują na kandydaturę Cate Blanchett, która wszystkich zachwyciła w Blue Jasmine. Szczerzę mowiąc, a ni film mnie nie zawchwycił, a ni ona, dla mnie obraz Jasmine był denny i mało prawdziwy. W tym roku szansy Meryl oceniają na bardzo niskie, wszyskie kursy znalazłem na stronie, możecie zobaczyć:tutaj

    OdpowiedzUsuń