31 grudnia to taki dzień roku, w którym każdy człowiek nie tylko zastanawia się, jak spędzić sylwestrowy wieczór, ale przede wszystkim dokonuje własnego podsumowania minionego roku. Czy był on szczęśliwy? Czy dałem z siebie wszystko? Czy mogłem podjąć inne decyzje lub lepiej wykorzystać ten czas? A może jestem z siebie dumny i niczego nie chciałbym zmieniać? Dlatego też nie spodziewajcie się poniżej żadnego filmowego podsumowania 2013 roku, a raczej moich subiektywnych (również nieco prywatnych) refleksji, mojego własnego podsumowania.
wtorek, 31 grudnia 2013
Moje filmowe 2013
31 grudnia to taki dzień roku, w którym każdy człowiek nie tylko zastanawia się, jak spędzić sylwestrowy wieczór, ale przede wszystkim dokonuje własnego podsumowania minionego roku. Czy był on szczęśliwy? Czy dałem z siebie wszystko? Czy mogłem podjąć inne decyzje lub lepiej wykorzystać ten czas? A może jestem z siebie dumny i niczego nie chciałbym zmieniać? Dlatego też nie spodziewajcie się poniżej żadnego filmowego podsumowania 2013 roku, a raczej moich subiektywnych (również nieco prywatnych) refleksji, mojego własnego podsumowania.
piątek, 27 grudnia 2013
O miłości (do sztuki?) – Koneser (reż. Giuseppe Tornatore, 2013)
Aż chce się rzec - święta, święta
i po świętach… Tak, wiem, że wszystkim Wam pękają brzuchy z przejedzenia i już
planujecie na najbliższe tygodnie ostre treningi oraz diety oczyszczające. Wiem
też, że zapewne większość z Was jest po świętach bardziej zmęczona niż wypoczęta.
Tak to już jednak jest, że dni, na które tak długo się oczekuje, przemijają nam
wyjątkowo szybko. Nie wiem jak Wy, ale ja przez ostatnie trzy dni zupełnie
odpuściłem sobie kino i telewizję. Nie widziałem żadnego filmu, nie obejrzałem
ani jednego odcinka serialu, nie nadrabiałem zaległości i nawet nie znalazłem w
sobie chęci do udania się do kina na drugą część Hobbita. Ale koniec laby! Obwieszczam wszem i wobec, że w pełni
wracam do mojego filmowego świata i wraz z Nowym Rokiem planuję pisać dla Was jeszcze
częściej. Jako, że świąteczny duch jeszcze mnie nie opuścił, nie zamierzam dziś
krytykować i narzekać. Dlatego też zrecenzuję dla Was wyjątkowo dobry film.
Film, którego premiera przeszła przez nasze kina właściwie bez większego echa i
gdyby nie pochlebne recenzje moich znajomych blogerów filmowych, sam zapewne
również bym sobie go darował. Panie i Panowie, przed Wami Koneser.
poniedziałek, 23 grudnia 2013
O trzech intrygujących kobietach - Blue Jasmine, Frances Ha, Dziewczyna z szafy
Długo zastanawiałem się, któremu
filmowi lub motywowi filmowemu poświęcić ostatnią przedświąteczną notkę. Jako,
że w ostatnim czasie obejrzałem naprawdę dużo filmów i chciałbym napisać Wam o
nich wszystkich, zdecydowałem się na kolejną notkę typu SHORT. A tematem będą…
kobiety! Wszystkie piękne, intrygujące, tajemnicze, nieco zagubione i na swój
sposób nieporadne. Poniżej krótkie recenzje trzech filmów, które zdecydowanie
warto obejrzeć!
czwartek, 19 grudnia 2013
Białas czarnuchowi wilkiem - Kamerdyner (reż. Lee Daniels, 2013)
Motyw rasizmu w kinie to temat
rzeka. Co roku powstają filmy o tej tematyce, jednak trzeba przyznać, że
największe oddziaływanie mają właśnie te wyprodukowane w Ameryce, jak np. Django czy Służące. Wśród największych oscarowych faworytów tego roku znajduje
się film Steve’a McQueena pt. Zniewolony.
12 years a slave. Film ten skupia się bardziej na samym niewolnictwie niż
na rasizmie, ale jego głównym bohaterem jest czarnoskóry mężczyzna (Chiwetel
Ejiofor). Zniewolonego będziemy mogli
obejrzeć w polskich kinach dopiero pod koniec stycznia, ale czuję, że będzie to
naprawdę znakomity film. Jestem zaskoczony, że wśród nominacji do Złotych
Globów zupełnie pominięto film, który chcę dla Was dzisiaj zrecenzować. Jest
nim najnowsze dzieło Lee Danielsa – Kamerdyner.
Na dobrą sprawę film ten posiada wszystkie cechy, które powinien posiadać film
godny Oscara: traktuje o ważnych sprawach, ukazuje bardzo istotny element
naszych dziejów, wskazuje na różnice i zmiany obyczajowe, jakie dokonały się w
przeciągu kilku ostatnich lat. I co najważniejsze, bardzo porusza.
poniedziałek, 16 grudnia 2013
Na śmierć i życie – Wyścig (reż. Ron Howard, 2013)
To, że ostatnio zdecydowanie
mniej piszę, wcale nie oznacza, że mniej oglądam. Wręcz przeciwnie – wciąż nadrabiam
filmowe zaległości i z dumą mogę stwierdzić, że jestem już niemal na finiszu. A
to oznacza, że teraz będę miał znacznie więcej czasu na to, aby móc się z Wami
podzielić moimi filmowymi przemyśleniami. Planuję również zrobić małe
podsumowanie filmowego roku 2013 i mam nadzieję, że zechcecie mi w tym pomóc
(ale o tym jeszcze za jakiś czas…). Jako, że wczoraj na całym świecie obchodzono
Międzynarodowy Dzień Kina, musiałem udać się na jakiś seans. Ze względu na
bardzo pozytywne recenzje moich kolegów-blogerów oraz nominacje do Złotych Globów,
zdecydowałem się na Wyścig. Film jest
już grany w kinach od kilku tygodni, ale jako że nigdy nie byłem fanem Formuły
1, nie planowałem poświęcać mu czasu i ewentualnie obejrzeć w przyszłości na
dvd. Przyznaję, że popełniłbym duży błąd, bo Wyścig to jeden z tych filmów, które TRZEBA obejrzeć właśnie w
kinie, na dużym ekranie. A jako, że film okazał się być rewelacyjnym, już nie
mogę się doczekać powtórki z seansu, właśnie dzięki wydaniu dvd. Poniżej pełna
recenzja filmu.
poniedziałek, 9 grudnia 2013
Miał być hit, wyszedł kit… - Jeździec znikąd, Przelotni kochankowie, Dziewczyna z lilią
W ostatnim czasie bardzo
sumiennie nadrabiam filmowe zaległości. Nie dość, że wielkimi krokami zbliża
się koniec roku i w związku z tym wypada być zapoznanym z wyprodukowanymi w tym
roku hitami, to w dodatku już wkrótce zostaną ogłoszone nominacje do dwóch
najbardziej prestiżowych nagród w świecie filmu – Złotych Globów i Oscarów. Mam
kilka swoich typów, ale znając życie Akademia po raz kolejny mnie zaskoczy. Poza
tym najprawdopodobniej najwięcej nominacji dostaną te filmy, które my Polacy
będziemy mieli okazję zobaczyć dopiero na przełomie stycznia i lutego. Wracając
jednak do tematu notki… Cóż, wśród zaległości znalazło się kilka filmów wartych
uwagi (mam zamiar poświęcić im osobną notkę), ale niestety większość okazała
się być bardzo rozczarowująca. Poniżej moje krótkie subiektywne
recenzje-ostrzeżenia.
środa, 4 grudnia 2013
Po tym filmie nie będziecie mieli kaca - Last Vegas (reż. Jon Turteltaub, 2013)
Wydawać by się mogło, że po
kultowej trylogii Kac Vegas, komediowy
motyw wieczoru kawalerskiego jest już „ograny”. Na sukcesie filmów o przygodach
imprezującej watahy chcieli zarobić inni – w tym Paul Feig (twórca bardzo
słabego filmu Druhny) oraz Łukasz
Karwowski, który w Kac Wawa chciał za
wszelką cenę pokazać światu, że Polacy również mogą bawić się tak dobrze, żeby na
drugi dzień mieć porządnego kaca (smutne, że większość widzów ma kaca po jego
filmie aż do dzisiejszego dnia…). I oto do naszych kin zawitał Last Vegas – kolejna komedia z motywem wieczoru
kawalerskiego w tle, z gwiazdami Hollywoodu w rolach pierwszoplanowych. Jak
pokazał ostatni film Ridleya Scotta (Adwokat),
sam udział znakomitych aktorów na niewiele się jednak zdaje przy tragicznie
słabym scenariuszu. I właśnie dlatego tak bardzo obawiałem się seansu Last Vegas – spodziewałem się kolejnej
wydmuszki. Jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie, gdyż najnowszy film
Turteltauba okazał się być przezabawny.
Subskrybuj:
Posty (Atom)