czwartek, 17 października 2013

O poszukiwaniu wzorca – Najlepsze najgorsze wakacje (reż. Nat Faxon, Jim Rash, 2013)



Mimo, że za oknami już prawdziwa jesień, w kinie wciąż możemy poczuć, jak byśmy byli na wakacjach. Jeszcze nie tak dawno recenzowałem dla Was Królów lata, a tutaj kolejny film w letnim klimacie - Najlepsze najgorsze wakacje. Nie sposób porównywać ze sobą tych dwóch filmów, gdyż są kompletnie różne, zarówno pod względem treści jak i klimatu. Jedynym łączącym je elementem jest właśnie letnia pora roku. Cóż, film Królowie lata pozytywnie mnie zaskoczył, ale raczej nie porwał. Spodziewałem się, że podobnie będzie z Najlepszymi najgorszymi wakacjami. Nic bardziej mylnego, gdyż seans okazał się niebywale przyjemny. To kolejny film, od którego nie oczekiwałem zbyt wiele, a który bardzo mnie zaskoczył! Już na wstępie gorąco polecam, a o szczegółach możecie przeczytać poniżej.


Nieśmiały nastolatek Duncan (Liam James) jedzie na pierwsze rodzinne wakacje z Trentem (Steve Carell) – nowym partnerem swojej mamy. Zapowiada się najgorsze lato w jego życiu. Nie dość, że Duncan sam o sobie nie myśli zbyt dobrze, to jeszcze Trent wyraźnie daje mu do zrozumienia, że jest totalnym zerem. Z dna rozpaczy wyciąga go nowo poznany przyjaciel Owen (Sam Rockwell), któremu czasem brak rozsądku, ale na pewno nie brak optymizmu. Owen uczyni Duncana "króla aquaparku" i sprawi, że będą to jego najlepsze wakacje (źródło: Filmweb.pl).

Bohaterowie filmu są raczej schematyczni. Głównym bohaterem jest nieśmiały i zagubiony nastolatek, który nie może znaleźć wspólnego języka z matką i jej nowym partnerem. Trent wydaje się być szarmancki, lecz tak naprawdę uosabia zło i robi wszystko, żeby upokorzyć dzieciaka z poprzedniego związku swej ukochanej. No i jest jeszcze on – Owen, ten najbardziej cool, najfajniejszy i najbardziej wyluzowany. Osobiście nienawidzę tak szablonowych i czarno-białych postaci, ale muszę przyznać, że w przypadku tego filmu bohaterowie zupełnie mi nie przeszkadzali, a wręcz przeciwnie, okazali się być intrygujący. Sam nie wiem, czy to zasługa ich dobrej gry aktorskiej czy też może zgrabnie rozpisanej i niezbyt skomplikowanej fabuły. A może to Sam Rockwell aż tak mnie oczarował? Cóż, bez wątpienia gra on najbardziej wyrazistą postać i jeśli ktokolwiek ma wątpliwości co do tego filmu, to powinien go obejrzeć choćby dla niego.

Najlepsze najgorsze wakacje można nieco porównać do tegorocznego Uciekiniera. Oba filmy opowiadają o zagubionych nastolatkach w wieku dojrzewania, którzy poszukują męskiego wzorca do naśladowania. Owen okazuje się być dla Duncana nie tylko fajnym kumplem, ale też jedyną osobą, z którą nie boi się rozmawiać. To pod jego wpływem otwiera się na otaczający świat i powoli zaczyna mówić wprost o tym, co go boli i co mu przeszkadza. A co najważniejsze, wreszcie czuje się potrzebny i wreszcie zdaje sobie sprawę, że w dziesięciopunktowej skali fajności zasługuje na znacznie wyższą ocenę niż wystawioną mu przez partnera matki trójkę. Znany przede wszystkim z serialu Dochodzenie Liam James okazał się być idealnym aktorem do roli małomównego i zamkniętego w sobie Duncana. Naprawdę mordka sama się uśmiecha na widok tego, jak Owen go rozkręca.

Pomimo, że w filmie jest sporo zabawnych scen, nie nastawiajcie się na typową komedię. Ja sam zaliczyłbym ten film do tych z gatunku słodko-gorzkich. Pośród komediowych gagów twórcy filmowi starannie ukryli kilka ważnych życiowo prawd i tym samym przemycili kawałek naprawdę wiarygodnej historii. Wśród aktorów warto zwrócić też uwagę na drugoplanowe role Toni Collette, Allison Janney i Nata Faxona. Jeśli ktoś nie wie, ten ostatni (podobnie zresztą jak Jim Rash) odpowiada właśnie za scenariusz i reżyserię. Film jest bardzo lekki w odbiorze i podczas seansu zupełnie nie czuć płynącego czasu. Moim zdaniem jest to idealna pozycja filmowa na ostateczne pożegnanie lata w tym roku kalendarzowym. 

Bardzo polecam film. Sam w to nie wierzę, ale oceniam go aż na 8/10.

2 komentarze:

  1. Mam ten film. Czeka na mnie. Nic o nim wcześniej nie słyszałem. Chciałem go obejrzeć ze względu na Sam'a Rockwell'a, któremu jak na razie ufam bezgranicznie jeżeli chodzi o dobór scenariuszy :). Skoro porównujesz go trochę do "the Mud", to na pewno seans rozpocznę wcześniej niż zamierzałem.

    OdpowiedzUsuń
  2. ... i już obejrzałem. Boski film. Genialny Rockwell. Świetna muzyka.

    OdpowiedzUsuń