Mimo, że za oknami już prawdziwa
jesień, w kinie wciąż możemy poczuć, jak byśmy byli na wakacjach. Jeszcze nie
tak dawno recenzowałem dla Was Królów
lata, a tutaj kolejny film w letnim klimacie - Najlepsze najgorsze wakacje. Nie sposób porównywać ze sobą tych
dwóch filmów, gdyż są kompletnie różne, zarówno pod względem treści jak i
klimatu. Jedynym łączącym je elementem jest właśnie letnia pora roku. Cóż, film
Królowie lata pozytywnie mnie
zaskoczył, ale raczej nie porwał. Spodziewałem się, że podobnie będzie z Najlepszymi najgorszymi wakacjami. Nic
bardziej mylnego, gdyż seans okazał się niebywale przyjemny. To kolejny film,
od którego nie oczekiwałem zbyt wiele, a który bardzo mnie zaskoczył! Już na
wstępie gorąco polecam, a o szczegółach możecie przeczytać poniżej.
Nieśmiały nastolatek Duncan (Liam
James) jedzie na pierwsze rodzinne wakacje z Trentem (Steve Carell) – nowym
partnerem swojej mamy. Zapowiada się najgorsze lato w jego życiu. Nie dość, że
Duncan sam o sobie nie myśli zbyt dobrze, to jeszcze Trent wyraźnie daje mu do
zrozumienia, że jest totalnym zerem. Z dna rozpaczy wyciąga go nowo poznany
przyjaciel Owen (Sam Rockwell), któremu czasem brak rozsądku, ale na pewno nie
brak optymizmu. Owen uczyni Duncana "króla aquaparku" i sprawi, że
będą to jego najlepsze wakacje (źródło: Filmweb.pl).
Bohaterowie filmu są raczej
schematyczni. Głównym bohaterem jest nieśmiały i zagubiony nastolatek, który
nie może znaleźć wspólnego języka z matką i jej nowym partnerem. Trent wydaje
się być szarmancki, lecz tak naprawdę uosabia zło i robi wszystko, żeby
upokorzyć dzieciaka z poprzedniego związku swej ukochanej. No i jest jeszcze on
– Owen, ten najbardziej cool, najfajniejszy i najbardziej wyluzowany. Osobiście
nienawidzę tak szablonowych i czarno-białych postaci, ale muszę przyznać, że w przypadku
tego filmu bohaterowie zupełnie mi nie przeszkadzali, a wręcz przeciwnie,
okazali się być intrygujący. Sam nie wiem, czy to zasługa ich dobrej gry
aktorskiej czy też może zgrabnie rozpisanej i niezbyt skomplikowanej fabuły. A
może to Sam Rockwell aż tak mnie oczarował? Cóż, bez wątpienia gra on
najbardziej wyrazistą postać i jeśli ktokolwiek ma wątpliwości co do tego filmu,
to powinien go obejrzeć choćby dla niego.
Najlepsze najgorsze wakacje można nieco porównać do tegorocznego Uciekiniera. Oba filmy opowiadają o
zagubionych nastolatkach w wieku dojrzewania, którzy poszukują męskiego wzorca
do naśladowania. Owen okazuje się być dla Duncana nie tylko fajnym kumplem, ale
też jedyną osobą, z którą nie boi się rozmawiać. To pod jego wpływem otwiera
się na otaczający świat i powoli zaczyna mówić wprost o tym, co go boli i co mu
przeszkadza. A co najważniejsze, wreszcie czuje się potrzebny i wreszcie zdaje
sobie sprawę, że w dziesięciopunktowej skali fajności zasługuje na znacznie
wyższą ocenę niż wystawioną mu przez partnera matki trójkę. Znany przede wszystkim
z serialu Dochodzenie Liam James okazał
się być idealnym aktorem do roli małomównego i zamkniętego w sobie Duncana.
Naprawdę mordka sama się uśmiecha na widok tego, jak Owen go rozkręca.
Pomimo, że w filmie jest sporo
zabawnych scen, nie nastawiajcie się na typową komedię. Ja sam zaliczyłbym ten
film do tych z gatunku słodko-gorzkich. Pośród komediowych gagów twórcy filmowi
starannie ukryli kilka ważnych życiowo prawd i tym samym przemycili kawałek
naprawdę wiarygodnej historii. Wśród aktorów warto zwrócić też uwagę na
drugoplanowe role Toni Collette, Allison Janney i Nata Faxona. Jeśli ktoś nie
wie, ten ostatni (podobnie zresztą jak Jim Rash) odpowiada właśnie za
scenariusz i reżyserię. Film jest bardzo lekki w odbiorze i podczas seansu
zupełnie nie czuć płynącego czasu. Moim zdaniem jest to idealna pozycja filmowa
na ostateczne pożegnanie lata w tym roku kalendarzowym.
Bardzo polecam film. Sam w to nie
wierzę, ale oceniam go aż na 8/10.
Mam ten film. Czeka na mnie. Nic o nim wcześniej nie słyszałem. Chciałem go obejrzeć ze względu na Sam'a Rockwell'a, któremu jak na razie ufam bezgranicznie jeżeli chodzi o dobór scenariuszy :). Skoro porównujesz go trochę do "the Mud", to na pewno seans rozpocznę wcześniej niż zamierzałem.
OdpowiedzUsuń... i już obejrzałem. Boski film. Genialny Rockwell. Świetna muzyka.
OdpowiedzUsuń