wtorek, 2 lipca 2013

Hey, bitch! - Bling ring (reż. Sofia Coppola, 2013)



Zdecydowana większość widzów nie zdążyła jeszcze odetchnąć po głośnym Spring Breakers, a tu znowu w kinie możemy oglądać hedonistyczny świat skupionych na sobie nastolatków Pokolenia Milenium (pieszczotliwie Milenialsów). Co ciekawe, realizacji filmu związanego z tym tematem podjęła się laureatka Oscara – Sofia Coppola, twórczyni takich hitów jak Między słowami, Maria Antonina czy Somewhere. Między miejscami. Jako, że ostatni film wyprodukowała w 2010 roku, byłem bardzo ciekawy jej nowego projektu. Uczciwie muszę jednak przyznać, iż bardziej od nazwiska Coppoli intrygowało mnie inne – Emmy Watson. Znana z roli przemądrzałej Hermiony w serii o Harrym Potterze aktorka ma ogromny potencjał i niespotykaną wręcz klasę w stosunku do innych aktorów/aktorek swojego pokolenia. Nie mogłem się zatem doczekać, aby zobaczyć ją w nowej odsłonie. Niestety, całość okazała się być jedynie przyzwoita. Właściwie dawno nie widziałem już filmu, który wzbudziłby we mnie taką obojętność…


Film przedstawia opartą na faktach historię grupy nastoletnich złodziei/włamywaczy. Tak bardzo pragnęli oni zbliżyć się do świata swych idoli z pierwszych stron gazet, że podczas nieobecności włamywali się do ich domów i okradali je. W ciągu roku grupa młodocianych złodziei włamała się do około 50 domów celebrytów (m.in. Paris Hilton, Rachel Bilson, Orlando Blooma) i skradła majątek o wartości 3 milionów dolarów. 

Film jest bez wątpienia bratem bliźniakiem kontrowersyjnego Spring Breakers Harmony’ego Korrine’a. Obydwa te filmy opowiadają o grupie rozpuszczonych nastolatków, którzy są skoncentrowani wyłącznie na samych sobie i którzy nie mają żadnych życiowych celów (poza regularnym uzupełnianiem swych profili na portalach społecznościowych). Film Korrine’a to trochę taka wydmuszka – piękna audiowizualnie, ale pusta w środku. Właśnie ze względu na ten niełączący się dualizm film zbiera bardzo różne opinie. Korrine skupia się jedynie na ukazywaniu imprezowego stylu życiu. Bohaterki jego filmu upijają się i ćpają do nieprzytomności, a kiedy zaczyna im brakować pieniędzy na własne przyjemności, stają się brutalne i decydują się nawet na obrabowanie banku. Coppola skupia się na trochę innym aspekcie życia nastolatków. Bohaterowie Bling ring mają wszystko i wcale nie pochodzą z patologicznych rodzin, a mimo to wkraczają na ścieżkę kryminalną. A wszystko to po to, aby zabłysnąć, móc założyć na siebie jak najwięcej markowych ciuchów i pochwalić się nimi na facebooku.

Nie tak dawno czytałem w Newsweeku bardzo ciekawy artykuł zatytułowany „Zajebiści egoiści”. Dotyczy on właśnie Pokolenia Y (urodzonych do 1995 roku) i Pokolenia Z (urodzonych po 1996 roku). To grupa tych, którym przyszło dorastać w świecie nowoczesnych komputerów i smartfonów. W świecie królowania nie mogących się pochwalić zupełnie niczym celebrytów i w czasach, kiedy egocentryzm stał się cechą wrodzoną. A przecież jeszcze całkiem nie tak dawno nie było lansujących się hipsterów, a markowe ciuchy i kawa ze Starbucksa nie były wyznacznikami stylu czy poziomu życia. To, co w bohaterach Bling ring irytuje najbardziej, to ich kompletny brak odpowiedzialności. Coppola w wyjątkowo obrazowy sposób ukazuje, co jest najważniejsze dla dzisiejszej młodzieży. I bynajmniej nie chodzi tu o pierwsze miłości, problemy w szkole czy dylematy związane z przyszłością. Bo liczy się tu i teraz! Bo przecież trzeba być popularnym i modnym, więc zamiast przeczytać dobrą książkę, lepiej skoczyć na imprezę i się schlać. O tak, wtedy będą o tobie mówili wszyscy…

Pod względem technicznym film jest zrealizowany bardzo dobrze. W tle wciąż przewijają się znane z radia kawałki pop/rocku, które idealnie pasują do scen, w których pierwsze role grają ciuchy, buty i biżuteria. Momentami można odnieść wręcz wrażenie, że ogląda się przydługawy kolorowy teledysk. Z drugiej strony jest tu też kilka elementów, przez które film przypomina film dokumentalny. Ogólnie rzecz biorąc, całą historię można by było ukazać w ciągu 30 minut, co działa bardzo na niekorzyść filmu, bo właściwie brak tu elementu zaskoczenia i przy kolejnych scenach włamania najzwyczajniej w świecie wieje nudą. A jeśli w dodatku jest się facetem niezbyt znającym się na louboutinach (tak jak ja), w niektórych momentach można się wręcz zmęczyć. Muszę tu też wspomnieć o Emmie Watson, która niestety mnie nie zachwyciła. Ale to nie z powodu kiepskiego aktorstwa, po prostu taką dostała tu rolę. Wciąż pozostaje mi zatem czekać na kolejne filmy z jej udziałem.

W jednej z recenzji przeczytałem, że w tym filmie nie zobaczy się niczego więcej niż zostało pokazane w trailerze. Niech to posłuży za rekomendację filmu. Naprawdę dawno nie byłem wobec filmu aż tak obojętny jak w tym przypadku…

7 komentarzy:

  1. Ciekawy tekst, ale to już niestety druga "obojętna" recenzja tego filmu :/ A tak chciałem go zobaczyć! teraz już coraz mniej chcę :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba po prostu wszyscy mieliśmy zbyt wielkie oczekiwania co do tego filmu :) No i niestety nas one przerosły ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Też czytałam ten artykuł w ,,Newsweeku". Nawet specjalnie kupiłam ten nr, choć nie znoszę tej gazety z chwilą zmiany naczelnego. ;) Ale to tak szczegół.
    Oczywiście zgadzam się z recenzją, bo zawiodłam się na filmie tak jak większość. Rzeczywiście można było wszystko przedstawić w ciągu 30 minut. Nie wiem po co Coppola chciała pokazywać wszystkie domy...

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest Sofii Coppoli film???? Bez kitu, nie wiem jakim cudem to przegapiłem. Obejrzałem kiedyś zwiastun filmu, nie przekonał mnie i zapomniałem. Nawet nie miałem pojęcia, że Coppola (którą bardzo sobie cenię) babrała w tym palce. I, cholera, szkoda że film nie przekonuje, bo w takiej sytuacji chętnie bym go sobie obejrzał.

    OdpowiedzUsuń
  5. Racja, Coppola zupełnie nie popisała się tym filmem. Aż dziw bierze, że to ta sama reżyserka, która zrobiła dawno temu Przekleństwa niewinności i rewelacyjny Między słowami. W Bling Ring wieje nudą od samego początku. Nic dziwnego to dobra historia na reportaż a nie na film pełnometrażowy. W końcu ile można oglądać rozpuszczone dzieciaki i metki na ciuchach.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja już wcześniej wiedziałam, że to nic nie będzie specjalnego i tak się rzeczywiście okazało... Raczej nie mam powodu, aby go oglądać.

    Pozdrawiam,

    czas-na-film.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo chciałam zobaczyć ten film, oczywiście ze względu na Emmę, ale niestety nie grali go u mnie w kinie. Pozostaje mi czekać na DVD, choć po Twojej recenzji nie wiem czy warto wydawać kilkadziesiąt złotych na coś co będzie leżało na półce.

    A jeśli dalej lubisz Harry'ego Pottera zapraszam na mojego bloga :)

    OdpowiedzUsuń