Kontrowersyjne związki zawsze
dobrze się sprzedają. To dlatego twórcy filmowi tak często sięgają po wielokroć
niezrozumiałe dla normalnych ludzi historie i na ich podstawie tworzą głośne
dramaty i melodramaty. Ostatnimi czasy powstało bardzo dużo filmów
opowiadających o trudnych uczuciach homo- (Żniwa,
Zupełnie inny weekend), bi- (Trzy,
Wyśnione miłości) i transseksualistów (Na
zawsze Laurence). Niezwykle kontrowersyjne okazują się być też filmy dotyczące
relacji kazirodczych, jak choćby związek matki z synem (Uwikłani), homoseksualna więź łącząca dwóch braci (Nić) czy nie do końca zidentyfikowane
uczucie brata do siostry (Bez wstydu).
Przy tak nieprzeciętnych historiach nieco blado wypadają głośne niegdyś hity opowiadające
o romansach ludzi w różnym wieku (American
Beauty, Lektor). Najnowszy film Anne Fontaine należy do grupy tych
ostatnich, ale jednocześnie zawiera cząstki wszystkich wymienionych motywów
filmowych, przez co momentami przypomina tragikomedię. I chyba tylko genialne
aktorstwo Watts i Wright sprawia, że ten okręt nie tonie.
Film jest ekranizacją
inspirowanego prawdziwą historią opowiadania laureatki
literackiej Nagrody Nobla – Doris Lessing. Lil (Naomi Watts) i Roz (Robin
Wright) to dwie najlepsze przyjaciółki, które znają się od dziecka. Mieszkają
niedaleko siebie, tuż nad oceanem, gdzie spędzają mnóstwo czasu wraz ze swoimi
synami, Ianem i Tomem (Xavier Samuel, James Frecheville). Będąca wdową Lil
próbuje poradzić sobie z samotnością, natomiast Roz przygotowuje się psychicznie
do przeprowadzki do Sydney, gdzie jej mąż dostał dobrze płatną pracę. Cała
czwórka, dwie matki i dwóch synów, spędza ze sobą całe dnie na wesołym biesiadowaniu
lub okupowaniu plaży. Wydaje się, że tej sielanki nic nie może zmącić. Nic
bardziej mylnego. Jeden namiętny pocałunek Iana i Roz przyczynia się do serii
nieplanowanych zdarzeń…
Pierwsze minuty filmu
przedstawiają nam czwórkę naprawdę sympatycznych bohaterów. Lil i Roz to dwie piękne
i dojrzałe kobiety, które już trochę w życiu przeszły i których przyjaźń
okazała się być tą na całe życie. Ich synowie z kolei to 19-letni maniacy windsurfingu
i posiadacze wyjątkowo dorodnych „kaloryferów” na swych brzuchach. Wszyscy są
tu piękni, weseli, jednym słowem - idealni. Niestety, z każdą kolejną minutą
filmu jest coraz gorzej. Pocałunek jednego chłopaka z matką drugiego staje się
katalizatorem reakcji łańcuchowej. I tak oto w ciągu jakichś piętnastu minut widzowie
stają się świadkami powstania dwóch par składających się z dojrzałych kobiet i
bardzo niedojrzałych chłopców. Co najbardziej irytuje? To, że choć pełno tu
momentów ukazywania emocji, jak choćby w przenikliwych spojrzeniach czy w
czasie łóżkowych scen, to w kluczowych scenach tych emocji nie ma wcale! Lil i
Roz nie przeprowadzają ze sobą nawet jednej poważnej rozmowy na temat tego, co
zaszło, tylko z dnia na dzień oswajają się z nową sytuacją i zaczynają tworzyć
związki ze swymi synami. Podobnie Ian i Tom. To nic, że co noc kochają się
nawzajem ze swoimi matkami. Ot co, normalka, nie ma o czym dyskutować, lepiej
polerować deski do windsurfingu. Oczywiście wszyscy o wszystkim wiedzą, nie
kryją się ze swoimi uczuciami, a wręcz okazują je sobie publicznie. Jedna ze
scen, w której cała czwórka gania się wesoło po plaży łapiąc się za ręce i
całując najpierw wprawia w szok, a chwilę później chyba u każdego wywołuje ataki gromkiego śmiechu. Absurd! Cytując tytuł ostatniego hitu z Naomi Watts aż
chce się rzec, że to niemożliwe.
W tej całej historii
najobrzydliwsze zdaje się być jednak to, że kobiety uprawiają seks z chłopcami,
których znają od momentu narodzin i w których wychowywaniu i dorastaniu uczestniczyły.
To właśnie z powodu braku scen ukazujących jakiekolwiek momenty wahania wejścia
w ten chory układ można odnieść wrażenie, że zamiast dramatu ogląda się operę
mydlaną pokroju Mody na sukces. Mnie
najbardziej zawiódł brak ukazania motywów postępowania całej czwórki. To, że
nastoletni chłopiec może się zakochać w starszej koleżance swej mamy jest
jeszcze możliwe, ale to, że z dnia na dzień matka nastoletniego chłopca zaczyna
uprawiać seks z synem swej koleżanki normalne już nie jest. Zastanawiające, co
popchnęło te kobiety do takich zachowań? Samotność? Kryzys wieku średniego?
Chęć przygody lub poczucia bycia kochaną? Bohaterki filmu kilka razy wspominają
o swej zażyłości i nie unikają przy tym pojęcia homoseksualizmu. Czy to właśnie
jest ich sposób na radzenie sobie z uczuciami do siebie nawzajem? Niestety, w Idealnych matkach nie znajdziemy odpowiedzi
na tego typu pytania. Wielka szkoda, bo sądzę, że to okazałoby się dla filmu
znacznie lepsze niż przedstawienie historii w formie mdłego melodramatu
realizowanego na kilku płaszczyznach czasowych.
Co na plus? Na pewno aktorstwo.
Naomi Watts i Robin Wright już nie raz udowodniły, że są znakomitymi aktorkami
i tutaj też nie zawodzą. Mnie najbardziej podobały się te sceny, w których
można je było oglądać bez makijażu, zamyślone lub roześmiane. Z dwójki młodszych
aktorów męskiego pokolenia na pierwszy plan zdecydowanie wybija się znany ze Zmierzchu czy Kochanie, poznaj moich kumpli Xavier Samuel. W tym filmie ujrzałem
w nim duży potencjał, zobaczymy, jakie będą jego kolejne kreacje aktorskie. Bez
wątpienia największą zaletą filmu są piękne zdjęcia. Momentami wręcz ma się
wrażenie, jakby było się na plaży razem z bohaterami filmu. Szum morskiej wody
i chłodno wiejący znad oceanu wiatr naprawdę oddziałują na zmysły. Nie do końca
pasowała mi ścieżka dźwiękowa, która choć była nienaganna (bardzo podobna do
tej z Uciekiniera), to nie
wpasowywała się w tło i nie oddawała emocji.
Idealne matki to niestety jedno wielkie nieporozumienie. W związku
z tym raczej nie polecam, no chyba, że ktoś jest naprawdę bardzo ciekawy,
chociaż w tym przypadku akurat lepiej poczekać na dvd. Za seans dziękuję
portalowi Gildia.pl (Gildia Filmu) i kinu Cinema City.
Byłam bardzo ciekawa opinii nt. tego filmu. Doris Lessing jest dla mnie jakimś wyznacznikiem jakości, muszę przeczytać to opowiadanie, bo po prostu ciekawa jestem jak bardzo reżyserka puściła wodze fantazji. Wady, o których piszesz, rzucają się w oczy już w zwiastunie. Jeśli są jakieś przesłanki, że obie kobiety może łączyć głębsze uczucie to może będąc z synami miały wrażenie, że są w jakiś sposób ze sobą? Jak by tego nie interpretować, jest to chore.
OdpowiedzUsuńDokładnie. Czasem pytania bez odpowiedzi są potrzebne i intrygujące, ale w tym przypadku naprawdę zbyt mało zostało powiedziane w kwestii wyjaśnienia motywów postępowania głównych bohaterów, przez co przedstawiona w filmie historia zdaje się być bardzo nierealna...
UsuńUwielbiam Robin Wright i nie ukrywam, że miałam dość duże nadzieje odnośnie tego filmu. Ale widać nawet najlepsze aktorki nie są w stanie uratować kiepskiej fabuły. Szkoda.
OdpowiedzUsuń