środa, 19 czerwca 2013

O komediach 2012/2013 - Raj na ziemi, Jak urodzić i nie zwariować, Mama i ja, Spadaj tato, część 3/3

To już ostatnia część mojego cyklu poświęconego komediom przełomu 2012/2013. Muszę Wam się przyznać, że bardzo się z tego cieszę, bo nadrabianie komediowych zaległości wcale nie okazało się być tak zabawne, jak przypuszczałem. Humor jest pojęciem względnym i każdego śmieszy co innego, ale z ostatnimi komediami naprawdę nie jest najlepiej. A może po prostu to ja jestem sztywniakiem i już prawie nic mnie nie śmieszy? Jakie macie doświadczenia z ostatnimi komediami, może możecie mi coś polecić? :)

Raj na ziemi (reż. David Wain, 2012)
George (Paul Rudd) i Linda (Jennifer Aniston) to przemęczeni i zestresowani mieszkańcy Manhattanu. Kiedy George traci pracę, a projekt filmu dokumentalnego zostaje Lindy odrzucony, okazuje się, że nie są już w stanie utrzymać drogiego mini-loftu w West Village i stają przed jedyną możliwą opcją: muszą spakować się, wyruszyć na południe i zamieszkać w Atlancie z bratem George’a, Rickiem. Podczas podróży do Atlanty, George i Linda trafiają do Elysium, idyllicznej komuny zaludnionej przez wyjątkowo kolorowe postaci. Po spędzeniu pełnej przygód nocy wśród członków komuny, George i Linda decydują się spróbować nowego życia i zaczynają zastanawiać się nad tym, jak tak naprawdę powinni spędzić resztę życia (źródło: Filmweb.pl).



Raj na ziemi to kolejna komedia, z którą mam nie lada problem. Temat jest bez wątpienia bardzo ciekawy i stwarza wiele możliwości do pokazania naprawdę zabawnych gagów. Mam jednak wrażenie, że twórcy filmu nie do końca wykorzystali jego potencjał. Komuna Elysium jest naprawdę oryginalnym miejscem, zwłaszcza pod względem zamieszkujących ją ekscentrycznych ludzi, którzy tworzą jeden wielki organizm i żyją w pewnym określonym porządku. Na co dzień zajmują się hodowlą roślin i zwierząt, a w wolnych chwilach uprawiają wolną miłość (w tym seks tantryczny), jarają zioło i spacerują w świetle księżyca. Niestety, choć każdy z nich na samym początku wydaje się być bardzo ciekawy, na dłuższą metę właściwie nikt nie okazuje się interesujący. Duża w tym zasługa drewnianego aktorstwa. Na tle tego wszystkiego bardzo dobrze prezentuje się para głównych bohaterów – George’a i Lindy. Paul Rudd i Jennifer Aniston to starzy wyjadacze, jeśli chodzi o komedie. Jako para okazali się być naprawdę znakomici! Pod względem humoru jest bardzo nierówno, momentami film jest po prostu głupkowaty i infantylny (np. scena monologu George’a przy lustrze). Z ciekawości można obejrzeć, ale raczej  nie polecam.

Jak urodzić i nie zwariować (reż. Kirk Jones, 2012)
Komedia na podstawie bestsellerowego poradnika dla przyszłych rodziców "W oczekiwaniu na dziecko". To  historia pięciu par, które stają przed wyzwaniami zbliżającego się rodzicielstwa. Guru fitnessu Jules (Cameron Diaz) i gwiazdor tanecznego show Evan (Matthew Morrison) odkryją, że celebryckie życie na wysokich obrotach to nic w porównaniu z przygotowaniami do porodu. Wendy (Elizabeth Banks) właśnie znajduje się w epicentrum burzy hormonów, a gromy, z imponującą precyzją, trafiają w jej męża Gary'ego (Ben Falcone). Mąż Holly (Jennifer Loprez) – Alex, (Rodrigo Santoro) uczęszcza na spotkania "bracholi" – świeżo upieczonych ojców, którzy mówią, "jak to naprawdę jest". Rosie (Anna Kendrick) i Marco (Chace Crawford) mają z kolei problem z zupełnie innej beczki: co zrobić, kiedy dziecko pojawia się jeszcze przed pierwszą randką rodziców? Wszyscy oni będą musieli odpowiedzieć sobie na pytanie: jak urodzić i nie zwariować… (źródło: Filmweb.pl).

Wow, pod względem aktorskim jest naprawdę grubo! Kogo bowiem tu nie ma? Począwszy od gwiazd światowego formatu takich jak Cameron Diaz czy Jennifer Lopez, a skończywszy na znanych szerszej publiczności z seriali Matthew Morrisonie (Will z Glee) i Joe Manganiello (Alcide z True Blood). I co z tego, skoro film jest przeraźliwie nudny? Naprawdę nie rozumiem, jak można go w ogóle określać mianem komedii. To raczej film obyczajowy o problemach, z jakimi zmagają się przyszli rodzice: o utracie ciąży, adopcji, strachu przed narodzinami dziecka, problemach finansowymi, zmianach anatomicznych w ciałach przyszłych matek czy wreszcie przygotowaniach do przyjęcia nowego członka rodziny. Oczywiście pomiędzy tymi wszystkimi problemami ciążowymi można dostrzec jakiś tam humor, ale w stosunkowo kiepskim wydaniu. To bardzo grzeczna komedyjka, w której chyba nawet raz nie pada żadne brzydkie słowo. Być może film może okazać się interesujący dla par spodziewających się dzieci, chociaż z tym też bym nie przesadzał. Wielka szkoda, że pomiędzy tymi pięcioma historiami z filmu nie ma żadnego związku… Ogólnie nuda, nie polecam.

Mama i ja (reż. Anne Fletcher, 2012)
Podczas krótkiego pobytu w rodzinnym domu, Andy (Seth Rogen) pod wpływem impulsu zaprasza swoją mamę Joyce (Barbra Streisand) na 8-dniową wyprawę po kraju - do przejechania mają 3000 mil. Im dalsza podróż, tym więcej przygód. To przezabawna podróż podczas której okaże się, że matka i syn mają ze sobą więcej wspólnego, niż Andy kiedykolwiek przypuszczał (źródło: Filmweb.pl).





Mama i ja przy bliższym poznaniu okazuje się być naprawdę sympatyczną komedią. To kino drogi, bardzo podobne do zrecenzowanego niedawno przeze mnie Złodzieja tożsamości. Bardzo lubię Setha Rogena i cieszę się, iż właśnie on wcielił się w rolę nieco sztywnego Andy’ego. Prawdziwą furorę robi tu jednak Barbra Streisand, która idealnie odgrywa rolę namolnej i wciąż ingerującej w życie swego syna matki. Nieustannie zadręcza go telefonami i wiadomościami tekstowymi, kupuje mu bieliznę i stara się dowiedzieć, czy jego problemy z kobietami nie są czasem związane z jego seksualnością. Stosunkowo szybko okazuje się jednak, że to wcale nie Joyce jest tą najstraszniejszą i że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Nie jest to komedia, przy której będziecie płakać ze śmiechu, ale naprawdę przyjemnie się ją ogląda i podczas seansu na twarzy mimowolnie pojawia się uśmiech. Jestem jak najbardziej na tak, ze wszystkich recenzowanych dziś komedii ta podobała mi się chyba najbardziej.

Spadaj, tato (reż. Sean Anders, 2012)
Lekkoduch Donny (Adam Sandler) ma przed sobą nieciekawą perspektywę: jest kompletnie spłukany, a musi zapłacić zaległe podatki. Wpada na pomysł, by zdobyć pieniądze od swojego syna Todda (Andy Somberg), którego od lat nie widział. Syn to przeciwieństwo ojca: stateczny, odpowiedzialny. I właśnie zamierza wziąć ślub. Czy aby pojawienie się tatusia nie wpłynie na jego plany? (źródło: Filmweb.pl).





Heh, no to jest hardcore. I to w pełnym tego słowa znaczeniu. To bardzo, ale to bardzo niegrzeczna komedia z dużą ilością przekleństw, prymitywnego (przaśnego?) humoru, w dużej mierze opartego na kontekście erotycznym. Seksizm, rasizm, ksenofobia i brak jakiegokolwiek szacunku do tego, co normalne i tradycyjne – we wszystko to obfituje ten film. Choć nie przepadam za Sandlerem i jego komediami, tutaj spodobało mi się zestawienie jego przesadnie wyluzowanej postaci z odpowiedzialnym i wiecznie zestresowanym Toddem. Nagłe pojawienie się Donny’ego zmienia poukładane życie Todda w prawdziwy koszmar, to Donny zaczyna wszystkim (i wszystkimi dyrygować) zamieniając w szczątki niemal wszystko to, czego się dotknie. W rolę przyszłej żony Todda wciela się znana z roli Blair (Plotkara) Leighton Meester, która według mnie kompletnie nie pasuje do konwencji komedii. Film jest rzeczywiście zabawny, chociaż tak jak napisałem, to komizm na naprawdę niskim poziomie. Pewnie stąd 2 wygrane Złote Maliny na aż 8 nominacji! W filmie pojawia się Vanilla Ice, który gra tutaj samego siebie. Chociaż moją ulubioną bohaterką i tak pozostaje babcia :)  Nie polecam, ale też nie odradzam.  

1 komentarz:

  1. Obejrzałabym ,,Raj na ziemi", bo lubię Jennifer Aniston, chociaż najlepsza i tak była chyba jako Rachel. :)
    ,,Jak urodzić..." widziałam i zgadzam się z Twoją opinią. Nuda. Oczekiwałam czegoś lepszego jak na taką promocję filmu.
    A ,,Mama i ja" przede mną. Cieszę się, że mile go wspominasz, bo nastawiłam się na przyjemną komedię.

    OdpowiedzUsuń