czwartek, 7 marca 2013

Film o robieniu filmu – Hitchcock (reż. Sacha Gervasi, 2012)

Bez zbędnego owijania w bawełnę przyznaję, że dotychczas nie widziałem zbyt wielu filmów Alfreda Hitchcocka. Spośród tych obejrzanych, moją największą uwagę przykuły oczywiście Ptaki oraz Psychoza. Wiele natomiast czytałem i słyszałem o samym Hitchcocku, o jego tyranii i sposobie traktowania ekipy filmowej. Z tym większą ciekawością sięgnąłem po najnowszy obraz Sachy Gervasiego. Miałem wielką nadzieję, że film o najsłynniejszym twórcy horrorów rozbudzi we mnie żądzę jak najszybszego zbadania jego pozostałych wielkich hitów. Niestety, spotkał mnie wielki zawód. Bo Hitchcock w wersji Gervasiego jest dla mnie nie do strawienia.






Film rozpoczyna się w momencie, kiedy Alfred Hitchcock trafia na kryzys twórczy i szuka „(…) nieśmiganej, perfidnej historyjki”. Gdy w końcu udaje mu się ją znaleźć w postaci „Psychozy”, pojawiają się problemy ze sfinansowaniem projektu. Hollywoodzkie studia odcinają się od jego pomysłu, zatem Hitchcock postanawia zapłacić za produkcję filmu z własnej kieszeni. Ta decyzja będzie miała ogromny wpływ na jego dalsze losy, w tym zwłaszcza na relacje z jego żoną, Almą Reville.

Rozpoczynając seans spodziewałem się zobaczenia dogłębnego portretu psychologicznego tego wielkiego reżysera. Niestety, absolutnie nic mnie nie zaskoczyło. Hitchcock rzeczywiście był tyranem i snobem, miał swoje liczne nałogi i obsesje, chorobliwie kochał się w blondynkach, które na swój sposób dręczył i jednocześnie przerażał. Moim zdaniem zbyt mało uwagi poświęcono jednak próbie poznania i wniknięcia do psychiki Alfreda. To właśnie dzięki temu na pierwszy plan wysuwa się znakomita Helen Mirren wcielająca się w postać jego żony. To ona ratuje film, błyszczy na ekranie niczym prawdziwa gwiazda i sprawia, że chce się ten obraz obejrzeć do samego końca. Gervasi ukazuje widzom, jak dużą rolę odegrała ona w sukcesie Hitchcocka. Paradoksalnie, chociaż w prawdziwym życiu wciąż znajdowała się ona na drugim planie, tutaj przejmuje stery i dzięki niej ten statek dopływa do końca. Mirren w absolutnie wyjątkowy sposób pokazała, jak wiele musiała znieść Alma u boku tak nietuzinkowej osoby jak Alfred Hitchcock. I zdaje się, że zdołała ona przy nim wytrwać i doprowadzić go na sam szczyt nie tylko dzięki ogromnej cierpliwości i własnemu urokowi, ale przede wszystkim dzięki swej błyskotliwości i wrodzonej zdolności do ironii.

Wielkim plusem filmu są sceny, w których możemy zobaczyć montowanie Psychozy od kuchni. Warto też zwrócić uwagę na tło wszystkich wydarzeń i na tamte czasy, kiedy Urząd Cenzury kwestionował konieczność ukazania sedesu w jednej ze scen, o spuszczaniu wody i nagości już nawet nie wspominając! Dosyć urokliwe są też scenki z codziennego życia Hitcha i Almy, jak np. ta przedstawiająca poranne śniadanie, w czasie którego dyskutują na temat morderstw i śmierci z taką naturalnością, jakby rozmawiali o pogodzie. Nie sposób nie zauważyć, jak wielkim perfekcjonistką był sam reżyser i jak bardzo podporządkowywał on całe życie swej twórczości. 

Niestety, nie do końca kupiłem Anthony’ego Hopkinsa w roli Hitcha. Przyznaję, że został znakomicie ucharakteryzowany i w bardzo dobry sposób odwzorował mimikę, a także sposób mówienia i chodzenia reżysera. To wszystko przestaje jednak robić wrażenie już po jakichś kilku pierwszych minutach filmu. I niestety postać Hitchcocka jest w jego wykonaniu po prostu nudna. Zbyt wielu okazji do ukazania swego aktorskiego kunsztu nie ma też drugoplanowa Scarlett Johansson. Jak już wspomniałem, obraz został zdominowany przez Helen Mirren. I wielka chwała jej za to, bo bez niej z pewnością nie wytrwałbym do końca seansu.

Zastanawiające, czy przesunięcie na pierwszy plan postaci Almy było celowym zamierzeniem reżysera? Niestety, mam wrażenie, że nie i właśnie dlatego tak kiepsko oceniam ten film. I chcąc pozostać w zgodzie z samym sobą, absolutnie nie mogę go nikomu polecić.

2 komentarze:

  1. Też mnie nie zachwycił. Choć też nie zraził szczególnie. Dla mnie to przeciętniak jakich wiele. Nic by się nie stało, gdybym nie obejrzał, ale też niewiele straciłem, oglądając. Mimo to Hitch zasłużył na wybitniejszą biografię.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja uważam, że Hitchcock to niezły film, fajnie przestawiający kulisy powstawania Psychozy. ;)

    Zresztą, zapraszam do przeczytania mojej recenzji filmu: http://piwos-filmowo.blogspot.com/2013/03/27-hitchcock.html

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń